Szanse i zagrożenia rozwoju wędkarstwa morskiego - Darłowo, 23.04.2009

Maj032009

To już druga konferencja w Darłowie, na której poruszone zostały ważkie dla wędkarstwa sprawy. Organizatorami byli armatorzy wędkarscy, Towarzystwo Miłośników Rzeki Wieprzy oraz Burmistrz Darłowa, Arek Klimowicz, wielki sympatyk wędkarstwa. W spotkaniu udział wzięli armatorzy jednostek wędkarskich, przedstawiciele organizacji rybackich, dziennikarze wszystkich ogólnopolskich periodyków wędkarskich, prezes Zrzeszenia Towarzystw Wędkarskich, przedstawiciel Departamentu Rybołówstwa Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi oraz ekolodzy z wrocławskiej organizacji EKO-UNIA. Poprzednio próbowano znaleźć odpowiedź na pytanie czy można zmienić terminy ochrony troci i łososia tak, by wędkarze mogli połowić, a tarło było chronione. Tym razem tematem było wędkarstwo morskie i perspektywy jego rozwoju.

Ostatnie lata to boom w tej dziedzinie. Jak grzyby po deszczu powstają nowe jednostki wożące wędkarzy z całego kraju na połowy przede wszystkim dorsza, ale także belony, a ostatnio również łososia i troci. W samym tylko Kołobrzegu jest dziś około 40 jednostek wożących wędkarzy na dorsze, w Darłowie obok kilku dużych jednostek, jest kilkaset małych łódek, które również wypływają z wędkarzami  morze. Podobnie jest prawie w każdym polskim porcie rybackim. W Darłowie odbywa się największa morska impreza - wędkarstwo z małych łódek. Rozwój tej dziedziny zauważyły już nadmorskie ośrodki, bowiem wizyty setek wędkarzy poza sezonem zasilają ich budżety w coraz znaczniejszym stopniu, co ma ogromne znaczenie dla rozwoju turystyki całorocznej. W sumie to zjawisko generuje coraz znaczniejsze środki dla gospodarki - wędkarze podróżują czasem setki kilometrów, spalając mnóstwo paliwa, jedząc, śpiąc po drodze, co razem kosztuje niemałe pieniądze. Ta dziedzina rozwija się niejako samoistnie, bez żadnych organizacji, co niestety, skutkuje brakiem ochrony jej interesów. Ten właśnie problem uznali uczestnicy za jeden z najistotniejszych. W ostatnich dniach pojawiły się sygnały z Komisji Europejskiej o planowanych regulacjach w dziedzinie wędkarstwa morskiego. Większość uczestników konferencji odebrała to jako istotne zagrożenie rozwoju. Jednocześnie rybacy czują się zagrożeni perspektywą odjęcia od kwoty narodowej połowów wędkarskich, jako ograniczenia im i tak niskiej już ilości dorsza. Były wiceminister ds. rybołówstwa, Grzegorz Hałubek zwrócił uwagę na przekraczanie kwot narodowych dokonywane przez floty innych państw nadbałtyckich. Prezentowane dane wymagają weryfikacji, sygnał ten nie uszedł uwadze przedstawiciela Departamentu Rybołówstwa. Proponowane przez pana Hałubka żądania zwiększenia wielokrotnie polskiej kwoty narodowej nie znajdują jednak zrozumienia u innych organizacji rybackich. Ten kierunek przede wszystkim umożliwia handlowcom i przetwórcom utrzymywanie bardzo niskich cen skupu ryb od rybaków. Przy kontrolowanej, uzasadnionej zasadami zrównoważonego rybołówstwa, ilości poławianych ryb oraz ich dystrybucji za pomocą giełd i sieci punktów pierwszej sprzedaży, rybacy będą mogli uzyskiwać znacznie lepsze ceny, dzięki zdrowej konkurencji na rynku rybnym. Przy tendencji stopniowego zwiększania kwot narodowych i redukcji „długu” za nie zastosowanie się części armatorów do zakazu połowów w roku 2007, już w roku 2011 polscy rybacy będą mogli łowić do 200 ton dorsza na kuter. Jest to ilość satysfakcjonująca przy dobrej cenie ryb. Takie podejście gwarantuje również zdaniem naukowców i ekologów zajmujących się zwalczaniem połowów NNN, stabilność stad poławianych ryb, a tym samym stabilną przyszłość rybołówstwa dorsza w Polsce i na Bałtyku.

Większość armatorów zajmujących się turystyką wędkarską nie wykazuje zrozumienia dla limitowania połowów wędkarskich, uznając je za nic nieznaczące wobec ilości poławianych przez rybaków. Problem takiego spojrzenia nie jest różny dla flot wędkarskich innych państw nadbałtyckich. Jest jednak istotna różnica w podejściu do łowionej ryby. W większości krajów wędkarz pozyskuje ryby na własny użytek, tym samym jego presja jest ograniczona możliwościami spożycia. W naszym kraju niestety nagminny jest proceder sprzedawania złowionych dorszy, także w okresie ochronnym, co istotnie godzi w interes rybaków, wpływając na obniżenie cen uzyskiwanych przez nich za rybę. Poza tym połowy bez ograniczeń, przy stale rosnącej ilości łowiących wędkami jednostek, są coraz większe - rośnie ich udział w presji wywieranej na stada dorszy w Bałtyku, co kłóci się z zasadą zrównoważonego rybołówstwa. Wydaje się, że za dobry przykład mogą posłużyć koła łowieckie. Dopuszczają one określoną ilość myśliwych w danym rejonie. Odstrzały prowadzą na podstawie zatwierdzonych odgórnie planów, zdając sobie sprawę z konieczności utrzymania zasobów zwierzyny łownej. Idąc tym tropem należałoby rozważyć wprowadzenie ograniczeń w wydawaniu licencji jednostkom uprawiającym wędkarstwo morskie.

Kolejny raz poruszono problem „przyłowu” wyrzucanego za burtę przez rybaków. Szacuje się, że tą drogą na Świecie marnowane jest 20% poławianych ryb. Również naukowcy i ekolodzy zauważają ten problem i podnoszą konieczność zmiany podejścia do tego tematu, by i tak martwe już ryby, nie były marnowane. Niewątpliwym sukcesem konferencji jest dokonanie kroku w kierunku konsolidacji środowiska wędkarzy morskich, oraz podjęcia dialogu z rybakami zawodowo łowiącymi ryby. Hasłem przewodnim stało się stwierdzenie jednego z współorganizatorów, armatora jednostek wędkarskich z Darłowa, Wieśka Szklanego: JEDEN BAŁTYK, JEDNO PRAWO, obrazujące życzenie polskich środowisk rybackich równego traktowania na tym akwenie.

 

Opracowanie: A. Furdyna

Uzupełnienia: J. Kirszling, E. Leś, D. Sokulska